poniedziałek, 1 lipca 2013

Imagin z Louis'em dla Julki H. K.

- Bambi stój ! Nie, Melissa wracaj ! Sara do mnie, ale to już ! Niedobry pies ! Roco, chodź. Musimy je dogonić.
Nie wiem co w nie dzisiaj wstąpiło. Zawsze były grzeczne. Zaczęłam je gonić razem z Roco. Jego smycz oplotła mi nogi w wyniku czego upadłam na parkową trawe. Nic mnie nie bolało więc zaczęłam się głośno śmiać. Psy podbiegły do mnie i zaczęły mnie lizać po twarzy.
- No dobra, już. No już, koniec. - mówiłam przez śmiech, odpychając od siebie zwierzęta, które uporczywie nie przestawały.
- No, no, no. A kogo my tutaj mamy ? Pomóc ? - usłyszałam nad sobą tak dobrze mi znany głos chłopaka.
- Hej Louis. Co tutaj robisz ? - spytałam gdy pomagał mi wstać.
Był moim najlepszym przyjacielem od przedszkola. Praktycznie wszystko robiliśmy razem.Teraz jednak jak on stał się sławny, a ja zaczęłam dorabiać poprzez wyprowadzanie psów, zaczęliśmy się coraz mniej widywać.
- No wiesz, miałem akurat czas wolny od nagrań to pomyślałem, że po ciebie wpadne i gdzieś wyskoczymy. Poszedłem po ciebie do domu, ale twoja mama powiedziała mi, że poszłaś wyprowadzić psy. Zwykle chodzisz do parku więc poszedłem cię poszukać. I popatrz jakie ja mam szczęście. Dość szybko cię znalazłem. - zaśmiał się co ja też uczyniłam.
Nagle zwierzaki zobaczyły ptaki na drzewach i zaczęły skakać, wyrywać się i szczekać. Nie mogłam ich utrzymać.
- Może ja wezme Sare i Bambiego, a ty Roco i Melisse ? - zaproponował.
Posłusznie oddałam mu smycz do psów.
- Nad czym teraz pracujecie z chłopakami ? - spytałam.
-Aktualnie nad nową płytą. Nagrywamy piosenki i takie tam. W sobote mamy koncert w Londynie. Miałabyś ochote przyjść ?
- Pewnie. - zgodziłam się z ochotą. - O której godzinie ? I gdzie moge kupić jeszcze bilet ?
Lou popatrzył na mnie jak na idiotke.
- O 20. Ale nie musisz przecież biletu kupować. Ja ci dam. I jeszcze wejściówkę za kulisy.
- Lou nie... Nie chce cie naciągać i w ogóle. Nie chce być inaczej traktowana tylko dlatego, że jesteś moim najlepszym przyjacielem. - mówiłam.
- No to trudno, bo ja ci dam tą wejściówkę i bilet.
- Ale ja ci oddam pieniądze.
- Ech... Uparta jesteś.
- Wiem. - wyszczerzyłam się.
Po 30 minutach uznałam, że psy powinny już wracać do swoich właścicieli. Jak zwykle, nie chciałam się z nimi rozstawać.Kocham je tak, jakby były moje. Nigdy nie miałam psa. Mama ma uczulenie. Dlatego znalazłam sobie taką tymczasową prace. Tak moge utrzymywać z nimi ciągły kontakt.
- Musze już odprowadzić psiaki do właścicieli. Idziesz ze mną ?
- Nie moge. - na jego twarzy zawitał grymas. - Musze już wracać do studia. Za 10 minut musze tam być.
- Myślałam, że masz dzień wolny. - zdziwiłam się.
- Nie. Mam czas wolny. Mieliśmy przerwe tylko. Ja już lece. Trzymaj się mała.
Pocałował mnie w policzek, oddał smycz Bambiego oraz Sary i już go nie było. Uśmiechnęłam się tylko i ruszyłam przed siebie.Pierwsi na mojej drodze byli państwo Wilne. Drzwi otworzyła mi pani Wilne.
- [T.I] ! Wreszcie jesteś ! Już się bałam, że coś się stało. - powiedziała zmartwiona, ale w jej głosie dało się słyszeć ulgę. Uśmiechnęłam się do niej promiennie.
- Prosze się nie martwić prosze pani. Mam wszystko pod kontrolą. Troche dzisiaj rozrabiali, to dlatego. Prosze, oto Bambi. - podałam jej psa, a raczej smycz do której był uczepiony przez obroże.
- Bardzo ci dziękuje. Oto zapłata za ten miesiąc. - podała mi 50 funtów.
- Dziękuje bardzo. Życze miłego dnia.
- Nawzajem ! - krzyknęła za moją odchodzącą już osobą.
Następna była rodzina Melissy. Bogaci ludzie, ale za to jacy mili. Tym razem otworzył mi pan Brown.
- Dzień dobry ! Dość długo was nie było. Widać, że się wybiegały. - zaczął głaskając Melisse.
- Żeby pan wiedział co one dziś wyczyniały. - zaśmiałam się. - Ja nie moge teraz zostać, bo jeszcze musze odprowadzić Sare i Roco. Do widzenia !
- Czekaj ! - zawołał za mną. - Prosze, oto wypłata.
- Dziękuje.
Zachichotałam i ruszyłam w kierunku domu Sary. U progu powitała mnie Lisa, jej mała pani, która ma 7 lat. Suczka od razu z głośnym szczeknięciem zaczęła lizać swoją panią po twarzy. Mała chichotała. To było takie urocze. Po chwili podeszła do mnie mama Lisy.
- Witam. Przyprowadziłam Sare. - oznajmiłam.
- Nawet nie wiesz, jaka ci jestem wdzięczna, że ją wyprowadzasz. Mam teraz tyle na głowie. Mąż tak samo. No nic. Tutaj masz wypłate. - podała mi pieniądze.
- Dobrze. Dziękuje bardzo i nie ma problemu. Uwielbiam tą robote.
Teraz Roco. Mój ulubieniec. Staram się traktować je tak samo, ale jednak jego lubie najbardziej. Ma dopiero rok. Należy do pani Clow. Jest ona już w podeszłym wieku. Nie najlepiej sobie radzi. Mąż jej umarł. Została sama. Dzieci i wnuki ją na szczęście często odwiedzają, a nawet są u niej codziennie. Bardzo ją lubie. Ona mnie chyba też. Ostrożnie zapukałam do drzwi jej domu. Po minucie, otworzyła mi.
- Dzień dobry. Oddaje Roco.
- Dziękuje ci dziecko. Czekaj, wróce do domu po zapłate. - chciała już iść, ale ją w ostatniej chwili powstrzymałam.
- Nie musi mi pani płacić. Przy dadzą się jeszcze pani te pieniądze. A ja i tak już dużo zarobiłam.
- Ale nalegam. Tyle dla mnie robisz i tylko tak moge ci się odwdzięczyć. - popatrzyła na mnie tymi swoimi czułymi, choć starymi oczami.
- No... Dobrze. - zgodziłam się niechętnie.
Wzięłam pieniądze i już się żegnałam ze starszą panią. Wróciłam do domu cała w skowronkach.
- Hej mamo ! - zawołałam od progu. Weszłam do kuchni nalewając sobie soku pomarańczowego. Zamoczyłam wargi w pomarańczowej cieczy i w tym momencie sylwetka mojej rodzicielki pojawiła się w pomieszczeniu w którym aktualnie się znajdowałam.
- Cześć kochanie. Słuchaj, bo my z tatą wyjeżdżamy na tydzień na Hawaje. Wygraliśmy ten konkurs ! - jej radość nie miała granic gdy mnie o tym informowała. Nastrój miałam jeszcze lepszy niż przed chwilą.
- Naprawdę ?! To świetnie ! Kiedy jedziecie ?
- Dzisiaj w nocy mamy samolot. - o mało się nie zakrztusiłam sokiem.
- Tak szybko ?!
- Tak. Za godzine mamy być na lotnisku.
- Ok. Pomoge wam się pakować....
                                              
                                                                * Godzine później *

- Poradzisz sobie ? - spytała mnie mama na lotnisku.
- Tak. No idźcie, bo się spóźnicie. - pogoniłam ich.
- Chcesz się nas pozbyć ? - zapytał podejrzliwie tata.
- Nie. - odparłam z miną niewiniątka. - Pa. Kocham Was. - przytuliłam się do nich.
- My ciebie też. Trzymaj się !
- Wy też !
Oni udali się do odprawy, a ja do taksówki, która miała mnie zawieźć do domu.
                                                    
                                        * Sobota, wieczór - dzień koncertu *

Właśnie się przygotowywałam na koncert Louis'a. Ubrałam na siebie chyba najodpowiedniejszy zestaw. Włosy zostawiłam rozpuszczone. Gdy ubierałam buty Marchewka zajechał pod mój dom swoim samochodem.
- Hej. - przywitałam się z nim wsiadając. Pocałował mnie w policzek.
- Siemka. I jak ? Gotowa ?
- Jak nigdy. - zachichotałam.
Ruszyliśmy. W 20 minut byliśmy pod areną. Poszliśmy za kulisy. Pogadaliśmy chwile z chłopakami i musieli już wyjść na scene. Bawiłam się świetnie. Do pewnego momentu...
Tańczyłam sobie gdy nagle zadzwonił mój telefon. Odeszłam na bok i odebrałam.
- Halo ? - zaczęłam.
- Czy pani [T.I] [T.N.] ? - zapytał mnie męski głos.
- Tak. Kim pan jest ?
- Jestem doktor Windsor. Prosze pani... Pani rodzice nie żyją. Zginęli w wypadku samochodowym. - w moich oczach nagromadziły się łzy. Jak to nie żyją ? Jak to zginęli w wypadku samochodowym ?
- A-ale... Jak to ? - głos mi drżał, a pojedyncze łzy zaczęły spływać po policzkach.
- Jechali z lotniska taksówką i jakiś pijak im wjechał w maske. Przykro mi. Pogrzeb odbędzie się 6 lipca. Do widzenia. - rozłączył się.
To było straszne. Czułam jak coś rozrywa mnie od środka. Nogi zrobiły mi się jak z waty. Nic na to nie mogłam poradzić. Upadłam na podłoge z głośnym szlochem. Louise od razu do mnie podbiegła. chyba słyszała moją rozmowe z doktorem Windsorem. Zrobiło mi się słabo. Potem widziałam już tylko ciemność...                                              
                                                    
                                                        * Pare dni później *

Obudziłam się w szpitalu. Obok mnie siedział zapłakany Lou. Trzymał mnie mocno za ręke i płakał.
- Louis, co się stało ? - spytałam.
- Zemdlałaś o tym jak się dowiedziałaś, że twoi rodzice... nie żyją. - te ostatnie 2 słowa wypowiedział bardzo cicho. Znowu sobie przypomniałam ten telefon. W moich oczach nagromadziły się łzy. I wtedy znowu przypomniałam sobie o pewnej ważnej dacie.
- Lou który dzisiaj jest ?
- 10 lipca. Przegapiłaś pogrzeb... - teraz to się rozpłakałam na dobre. - Ciiii... Już dobrze...
- Nic nie będzie dobrze ! Moi rodzice umarli, a ja nawet nie byłam na ich pogrzebie ! - wydarłam się, a potem wtuliłam w sweter mojego przyjaciela, głośno szlochając. - Pasek... - zaczęłam kiedy się już troche uspokoiłam. - Gdzie ja będe teraz mieszkać ? Dom musze sprzedać, bo mnie nie stać, żeby go opłacać, a nie chce iść do domu dziecka...
- Zamieszkasz ze mną i chłopakami. Mamy 2 wolne pokoje.
- Nie. Nie będe cię naciągać na coś takiego...
- Ale nie naciągasz. Sam ci to proponuje. Myślisz, że pozwole ci iść do domu dziecka albo wyjechać do jakiejś ciotki jak mam wolne pokoje ? Nie dam ci odejść. - przytulił mnie mocniej do siebie i ucałował w czubek głowy.
- Dziękuje... Kocham Cię Louis, jak brata, którego nigdy nie miałam i już nie będe mieć...
- Ja też cie kocham myszko. - wyszeptał wprost do mojego ucha. Przeszły mnie przyjemne dreszcze.
Chwile trwaliśmy tak przytuleni aż weszła pielęgniarka.
- Widze, że już się panienka obudziła. Pan doktor za chwile przyjdzie panią zbadać, a potem zadecyduje kiedy może pani wyjść. Głodna ? - była naprawdę przemiła.
- Troszeczkę. - przyznałam.
- To świetnie ! Czekaj, za sekundkę przyniose ci coś pysznego.
I już jej nie było. Jak mówiła, szybko przyniosła mi jedzenie. Zjadłam i przyszedł lekarz.
- Dobrze. Zrobimy teraz badania. Może pan wyjść na chwilkę ? To nie powinno zająć długo. - zwrócił się do Louis'a.
- Oczywiście. - odparł i opuścił pomieszczenie.
Mężczyzna w białym fartuchu pytał się mnie o różne rzeczy, takie jak się np. czuje albo czy mnie coś boli.
Gdy uznał, że wszystko jest dobrze, to mnie wypisał. Pojechałam razem z Lou po moje rzeczy do mojego starego domu. Wzięliśmy wszystko co będzie mi potrzebne takie jak moje meble czy rzeczy i ubrania. Czas zacząć nowe życie....
                                                        
                                                         * Miesiąc później *

- Naleśniki gotowe ! - krzyknęłam do chłopaków.
Dobrze mi się z nimi mieszkało. Nadal wyprowadzałam psy, a moje stosunki z Louim są jeszcze lepsze i częściej się widujemy. Zaczynałam się w nim zakochiwać. Nic niestety nie mogłam na to poradzić. Nie moge mu tego powiedzieć. To zniszczyło by naszą przyjaźń.
- Jedzonko ! - Niall rzucił się na przygotowany przeze mnie posiłek i zaczął go konsumować w rekordowym tempie.
Reszta chłopaków ze mną, również zasiedli do stołu. Rozmawialiśmy, śmialiśmy się i wygłupialiśmy. Czyli jak zawsze. Jak zawsze od miesiąca.
- Tak w ogóle to gdzie jest Louis ? - spytałam.
- Pojechał do studia na chwile. Powinien już być. - odpowiedział mi Zayn.
Jak na potwierdzenie jego słów, otworzyły się drzwi od domu, a potem postać niebieskookiego pojawiła się w kuchni. Nie był sam. Towarzyszyła mu ładna brunetka.
- Chciałbym wam kogoś przedstawić. Poznajcie Eleanor. Moją dziewczyne. -zachłysnęłam się powietrzem. Jak to ma dziewczyne ?
- Hej. - Uśmiechała się słodko, uczepiona ramiona mojego przyjaciela. Była idealna.Jej uśmiech, oczy, sylwetka, włosy, styl... Nie mogłam się z nią równać.
- Przepraszam was na chwile.
Pobiegłam na góre do swojego pokoju i pojedyncze łzy zaczęły mi lecieć po policzkach. Nie namyślając się długo, zaczęłam się pakować. Nie mogłam tutaj dłużej zostać. Nie teraz. Zatrzymam się u mojej najlepszej przyjaciółki, [I.T.P]. Na pewno mnie przyjmie. Wcześniej proponowała mi żebym u nije zamieszkała, ale nie chciałam jej robić problemu. Była zawiedziona, więc teraz się pewnie ucieszy. Powoli zaczęłam schodzić po schodach z zapakowaną walizką. Jak chłopcy mnie zobaczyli to prawie oczy im z orbit wyskoczyły.
- Postanowiłam, że przeprowadze się do mojej przyjaciółki. Tak rzadko się spotykamy, to wiecie. - zaczęłam im tłumaczyć. Od razu wszyscy posmutnieli.
- No dobrze. Zawieźć cię do niej ? - spytał Niall.
- Jeśli możesz. - uśmiechnęłam się do niego. Uważał ten uśmiech za " uroczy " jak mi to kiedyś powiedział.
Przytuliłam i pożegnałam się ze wszystkimi, a nawet z Louis'em i pojechaliśmy. Jak się spodziewałam, [I.T.P] bardzo się ucieszyła, że będe z nią mieszkać. Jak Horan pojechał, usiadłyśmy przy stole i zaczęłyśmy rozmawiać. Zwierzyłam jej się ze wszystkiego co mnie dręczyło. Pocieszała mnie, a potem jak zwykle odciągnęła mnie od złych myśli. Poszłyśmy na London Eye, do parku, byłyśmy na zakupach i w kinie. Super się bawiłyśmy. Od dawna nie byłam taka szczęśliwa.
                                                         
                                                              * Pare dni później *

- [T.I] pośpiesz się ! Chłopaki mają tu być za 5 minut, a ty ciągle nie gotowa ! - popędzała mnie [I.T.P].
- Już wychodze. - wyszłam z łazienki.
Moja przyjaciółka była ubrana w To, a ja w To. Razem z całym One Direction miałyśmy jechać do klubu. Choć miał być tam Louis i tak chciałam pojechać. Musiałam się troche zabawić. Od paru dni mieszkam u mojej przyjaciółki i jest mi tutaj dobrze. Usłyszałyśmy jak pod dom zajeżdża czarny samochód Liam'a i jego klakson, który nas wzywał.
- Już są. Chodź. - zamknęłyśmy dom na klucz i wsiadłyśmy do pojazdu. Dziewczyna przywitała się z Harry'm buziakiem w usta, ponieważ od niedawna chodzili. Słodkie. Ja każdego przytuliłam, nawet Paska.
- Gdzie Eleanor ? - spytałam zaciekawiona jej nieobecnością.
- U rodziców. Nie mogła z nami jechać. - odpowiedział mi Zayn.
Ucieszyłam się, ale nie dałam tego po sobie poznać. Wydawała się być całkiem fajna, ale dopóki była z BooBerem nie mogłam jej polubić. Zatrzymaliśmy się pod klubem. Weszliśmy do środka i poczułam się całkiem dobrze. Głośna muzyka, tańce, ludzie. To co lubie. Pomijając mniej istotne rzeczy takie jak alkohol to było przyjemnie. Zamówiłam drinka jak wszyscy. Smakował mi, więc zamówiłam jeszcze jednego. Jestem pełnoletnia, moge robić co mi się podoba. Były mocne więc już po 6 byłam pijana. Lou poprosił mnie do tańca. Zgodziłam się bez wahania. Na parkiecie zaczęliśmy się całować. Nie miałam nic przeciwko. Mój przyjaciel dał mi znać, że chce czegoś więcej. Był tak samo pijany jak ja. Złapałam go za ręke i nie przestając całować jego ust, zaprowadziłam go do damskiej toalety. Później film mi się urwał.

                                                      * Miesiąc później *

- Masz. - [I.T.P] podała mi małe pudełeczko z testem ciążowym w środku. Od 3 tygodni mam mdłości i wzrósł mi apetyt, a także mam mieszane humorki, ale nie mogłam być w ciąży.
- Nie. Nie jestem w ciąży. - zaprotestowałam.
- Jesteś pewna ? - przez dłuższą chwile patrzyłyśmy na siebie w milczeniu. - No właśnie. Zrób go.
Spełniłam jej prośbe. Przeczytałam instrukcje, a potem wykonałam to co musiałam. Czekałam i nareszcie mogłam poznać wyniki. Dwie kreski. Zaczęłam płakać. Osuwając się po ścianie na ziemie, schowałam twarz w dłoniach. Moja przyjaciółka gdy zobaczyła wynik, zaczęła mnie pocieszać i mówić, że wszystko będzie dobrze.
- Nic nie będzie dobrze. Nawet nie wiem kto jest ojcem... - łkałam.
- Ja wiem... - wyszeptała.
- Co ?! - zdziwiłam się.
- To było na imprezie. Ty i Louis poszliście do toalety i już nie miałam szans was powstrzymać... - nie musiała mówić nic więcej. Już wszystko wiedziałam.
- Lou... To on jest ojcem. - wybuchłam jeszcze większym szlochem.

                                                     * 2 miesiące później *
Szłam chodnikiem po londyńskiej uliczce. Od 2 miesięcy nie widziałam się z chłopakami. Nie mogłam. Zauważyliby coś. Nie powiedziałam Louis'owi o dziecku .Nie musi wiedzieć. To by mu zniszczyło życie i związek z El. Nie chciałam tego. Popatrzyłam się pare razy w obie strony drogi i zaczęłam przechodzić przez ulice. Gdy byłam już w połowie, jakiś szaleniec wyjechał samochodem z zza zakrętu z wielką szybkością. Nie zdążyłam nawet krzyknąć, bo już poczułam ogromny ból w okolicach żeber, klatki piersiowej, nóg, głowi i rąk. Upadłam na ziemie. Słyszałam krzyki przechodniów i wołania, żeby ktoś zadzwonił po karetke i policje. Potem widziałam już tylko ciemność...

                                                      * 3 tygodnie później *

Powoli otwarłam oczy. Znajdowałam się w szpitalu. Nie wiedziałam dlaczego. Koło mnie na krzesłach siedziało całe 1D i moja przyjaciółka. Byli cali zapłakani. Jak zobaczyli mnie żywą o mało nie zemdleli ze szczęścia.
- [T.I.] ty żyjesz ! - krzyczeli i wycierali sobie łzy szczęścia z policzków.
- A czemu miałabym nie żyć ? - spytałam rozbawiona, jednak skrzywiłam się, bo to sprawiło mi ból.
- Miałaś wypadek. Jakiś pijak w ciebie wjechał jak przechodziłaś przez droge. - wytłumaczył mi Liam.
Przypomniałam sobie.
- Pamiętam. - i wtedy przypomniałam sobie coś jeszcze. - [I.T.P] co się stało z... ?! - nie dokończyłam. Nie musiałam. Ona wiedziała o co, a raczej o kogo chodzi.
- Żyje. Straciłaś dużo krwi, ale wszystko w porządku z nim. - uśmiechnęła się do mnie czule co ja odwzajemniłam.
- Ale kto ? Czy my o czymś nie wiemy ? - spytał Niall.
- Powiedz im. Powinni wiedzieć.... - szepnęła mi dziewczyna.
- Wiem. Ja może powiem Paskowi, a ty reszcie.
- Ok. Chodźcie. Zostawmy ich samych.
Wyszli, a ja nie wiedziałam jak zacząć.
- Słuchaj... Ja... Jestem w ciąży. - był tak samo zdziwiony jak ja kiedy się o tym dowiedziałam.
- Ale jak to ? Z kim ?
- Z tobą.... - szepnęłam. Jeszcze bardziej się zdziwił.
- W klubie... Poszliśmy do toalety i jakoś tak wyszło. Nie chciałam ci wcześniej mówić. Nie dość, że zniszczyłabym naszą wieloletnią przyjaźń to zniszczyłabym ci życie i związek z Eleanor. Przepraszam. Obiecuje, że nikomu nie powiem, że to twoje dziecko. A jemu powiem, że... - nie dał mi dokończyć.
- O czym ty mówisz ? Zwariowałaś ? Przecież ja się bardzo ciesze ! Nareszcie zostane ojcem. Wyobrażałem sobie to nieco inaczej, ale tak też może być. - był naprawdę szczęśliwy. Widziałam to w jego oczach.
- Serio ? Nie przeszkadza ci, że to będzie nasze dziecko ?
- Nie. Ja cię... Kocham Cię. Od dawna cię kochałem. Od czasu tego spotkania w parku gdzie zaprosiłem cię na nasz koncert. - wyznał. Zamurowało mnie. On, taki idealny, zabawny, przystojny, fajny, zakochał się w kimś takim jak ja ?
- Ale... Nie rozumiem jak ktoś taki jak ty mógł się zakochać w kimś takim jak ja.
- A czemu ? - zdziwił się.
- No wiesz... Ty jesteś taki fajny, przystojny, zabawny, inteligentny, tolerancyjny i w ogóle doskonały. A ja jestem głupia, brzydka, nieśmiała... - znów mi przerwał.
- Nie opowiadaj bzdur. Jesteś piękna, mądra, kochana, troskliwa, przyjacielska, zabawna, słodka, urocza.. Po prostu jesteś idealna. - głaskał mnie czule po policzku. - Ale widze, że ty nie czujesz tego samego do mnie co ja do ciebie...
- Wcale nie. Ja też cię kocham. - jego twarz się rozpogodziła. - Ale co z Eleanor ? Tak po prostu ją zostawisz ?
- Modest kazał mi z nią chodzić. - zaraz, zaraz... Co ? - To jest moja przyjaciółka. Ale modest kazał nam udawać związek, żeby zrobiło się o nas głośno w gazetach. Ona wie, że ja kochma tylko i wyłącznie ciebie. Lubi cie. Podziwia cie.
- Za co mnie podziwia ?
- Za to, że tak to wszystko znosisz. Jesteś silna. To jak będzie ? Zostaniesz moją dziewczyną ? - spytał.
- Tak. - pocałował mnie delikatnie w usta. W moim brzuchu zawirowało stado motyli. - A co z modest ? Postawisz się im ?
- Dla ciebie zrobie wszystko. Już na zawsze razem. Stworzymy piękną rodzine. Ty, ja i nasze maleństwo. - ucałował mnie w brzuch. - Obiecuje ci to...
- Kocham Cię Louis.
- Ja cie bardziej. - znowu się pocałowaliśmy. Tym razem dłużej, namiętniej...

                                                            * 10 lat później *

Jesteśmy z Louis'em małżeństwem. Mamy 10 - letnią córeczke Klare, 5 - letniego syna Michaela i 3 - letnią córeczke Molly. Jesteśmy razem szczęśliwi. Mieszkamy razem obok [I.T.P] i Harry'ego. Również się ożenili. Mieli 9 - letniego syna Kierana, 6 - letnią córeczke Belle. Moja przyjaciółka jest w ciąży z czego się bardzo wszyscy cieszymy. Moje życie teraz jest jak z bajki. Nawet zaprzyjaźniłam się z Elką. Jest tylko jeden minus. Nie ma ze mną moich rodziców. Bardzo mi ich brakuje. Jednak pocieszam się tym faktem, że teraz patrzą na mnie z góry i są ze mnie dumni. Czuje to. Pomimo, że nie ma ich ze mną na ziemi, to oni nadal żyją. W moim sercu zawsze będą żyć.
- Tęsknie za wami. Szkoda, że nie możecie tutaj ze mną być. - szepnęłam, patrząc w niebo.
Uśmiechałam się przy tym. Wiedziałam, że mnie słyszą, ale nie mogą mi odpowiedzieć. Po chwili podbiegł do mnie mój synek.
- Mamo. Możemy iść na plac zabaw ? Prosimyyyyyy. - zaczął mnie błagać.
- A tata się zgodził ? - zapytałam podejrzliwie.
- Tak, ale powiedział, że ty masz się jeszcze zgodzić.
- To ok. Louis zabierz Klare i Molly i idziemy na plac zabaw ! - krzyknęłam do mojego męża.
- Już kochanie.
W jednej chwili znalazł się przy mnie z dziewczynkami i ucałował w policzek. Podał mi najmłodszą z rodzeństwa, a sam wziął Michaela za ręke. Uśmiechnęłam się do nich wszystkich myśląc, jakie to szczęście mnie spotkało, że ich mam.
- Czekajcie !  - zawołała Klara. - Weźmiemy Roco ?
Roco. ten sam pies, którego kiedyś wyprowadzałam. Po moim wyjściu ze szpitala okazało się, że pani Clow zmarła. To był dla mnie cios w serce. Ją też kochałam jakby była moją własną babcią. Okazało się, że nie ma się kto zaopiekować jej psem. Lou wziął go dla mnie. Teraz ma już 11 lat, ale jest pełen wigoru i chęci do zabaw.
- Idź po niego. - powiedziałam.
W mgnieniu oka wróciła ze zwierzęciem i byliśmy już gotowi.
- To co ? Idziemy ?
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Ta dam ! :D Nie umiem pisać jednopartów :( Jednak mam nadzieje, że Julce się podoba, bo to dla niej go napisałam. Całkiem długi co nie ? xd
PRZEPRASZAM BARDZO ZA WSZYSTKIE BŁĘDY. ;**

Piszcie co o nim sądzicie w komach. ( nawet z anonimka ;* ). Nie trzeba wpisywać kodu, a miło by  było
gdybyście napisali do o nim sądzicie. ;3 Jade dzisiaj do najki na noc. Za tydzień powinien się ukazać kolejny rozdział " One moments " albo " Remember Me ". Nadal komentujcie 6 rozdział " Remember Me ", bo to mnie motywuje.

Lots Of Love <33


Klaudia :33

3 komentarze:

  1. super!!! bardzo mi sie podoba dziekuje ci to najlepszy imagin jaki czytalam!!! super pisz wiecej a szczegolnie dla mnie:D ;3

    OdpowiedzUsuń
  2. Super!! fajnie, że taki długi :D/N

    OdpowiedzUsuń
  3. Wow, świetny blog, świetne opowiadanie
    A ten imagin to normalnie cud malina <3
    Czekam na nexta
    I nie mów, że nie umiesz pisać jednopartów!!!!
    Bo są cudowne!!!
    Kocham
    Zapraszam do mnie
    Dopiero zaczynam
    Wsparłabyś mnie komentarzem?
    pfilialove.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń